punkt ciężkości całego katolickiego świata, przestałby być sobą, przestałby sprawiać urząd następcy Chrystusowego apostoła, najwyższego kierownika rzymskiego katolicyzmu, a stałby się naczelnikiem, twórcą czegoś innego.
Jakież różnorodne i niepokojące myśli musiały oblegać tego starca, gdy patrząc na świat z okien swego pałacu, dumał nad koniecznością odmiany! A jednak wszystko mu o niej mówiło! Korowód zmąconych jeszcze obrazów snuł przed nim formy nowej religii. Tworzące się jej elementy czuł pod stopami swojemi, wdychał je wraz z powietrzem, odgadywał powstającą i coraz to możniejszą ich siłę, trwożył się nią, z niepokojem słysząc ruch nowy, tętniący na wszystkich krańcach horyzontu. Piotr, wciąż zapatrzony w okno pałacu watykańskiego, poczuł nagle, że rysująca się po za szybami biała, nieruchoma postać papieża dyszała dumą, upewniała się, że odniesie zwycięztwo nad wszystkiemi powstającemi prądami. Jeżeli siły mu w tem zbraknie, cud się ukaże i za niego zwycięży! Tak więc, jeżeli nie on osobiście, to jego następca wejdzie w powrotne posiadanie Rzymu. Wszak Kościół jest wieczny i całą ma przyszłość przed sobą, dziś uciemiężony chwilowo, jutro tryumfować będzie. A dla czegóżby ta chwila rzeczywiście jutro nie miała nastąpić?... Dlaczegóżby tym tryumfującym papieżem nie miał być on, Leon XIII?... Bóg wszystko może!... Jeżeli taką jest wola Boga, stanie się
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/580
Ta strona została uwierzytelniona.