sobie nawet szczególniejszy obyczaj Tonietty, która miewała bezinteresowne miłostki i od chwilowego wybrańca swego serca przyjmowała jedynie białe róże, a jadąc na spacer kładła obok siebie kwiaty od ukochanego, intrygując niemi spotykane damy, które z podnieconą ciekawością siliły się odgadnąć od kogo one pochodzą?... Od śmierci starego markiza Manfredi, Tonietta zamieszkiwała w ładnym pałacyku, pozostawionym jej wraz z całym majątkiem przez markiza. Powóz jej i konie wymieniano jako jedną z najpiękniejszych uprzęży w Rzymie. Ubierała się z wielkim wykwintem a zarazem prostotą, tylko kapelusze miewała ekscentryczne i psujące całość umiejętnie dobranego stroju. Utrzymujący ją bogaty anglik był teraz nieobecny, wyjechał w podróż przeszło od miesiąca.
W dalszym ciągu, mówiąc o Toniecie, Celia powtarzała z naiwnem przeświadczeniem.
— Ona jest ładna... zupełnie ładna... zwłaszcza lubię łagodność jej oczów... ale nie można jej urody porównywać z pięknością Pieriny... bo taki cud piękności jest rzadkością nad rzadkościąmi... Tonietta jest milutka... i można z przyjemnością pieścić oczy jej widokiem...
Benedetta nieco spochmurniała na wzmiankę o Pierinie. Pozwalała, by Dario gustował w piękności Tonietty, wiedziała bowiem, że to chwilowy tylko pociąg, doraźna rozrywka... lecz tamta, z tą nadzwyczajną urodą dziewczyna, przytem
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/587
Ta strona została uwierzytelniona.