ni w swej książce ani jednego słowa, a jeżeli tak gorąco pragnie widzieć się z Ojcem świętym, to jedynie dla utwierdzenia się w swych przekokonaniach i zamanifestowania swych poglądów o potrzebie nowej wiary. Raz jeszcze w myśli odnowiwszy te postanowienia, przyjęte wobec samego siebie, Piotr zdecydował się pozostać i czekać. Powiedziawszy to Benedecie, zaczął coś mówić, przepraszając za nadużywanie gościnności, udzielonej mu w pałacu. Lecz Benedetta przerwała, mówiąc:
— Nie mów tak, księże Piotrze, bo sprawi mi tem przykrość! Ja taka jestem rada z zabranej z tobą znajomości! Musisz zostać z nami aż do końca swego pobytu w Rzymie! Teraz, zdaje się, że szczęście uśmiechnęło się nam i zobaczysz, że tak mój proces, jak i twoja sprawa wezmą inny obrót, razem więc będziemy się radowali...
W ciągu dalszej rozmowy, ułożyli, że Piotr będzie unikał swych codziennych wycieczek do bazyliki i w stronę Watykanu... albowiem bezustannie snująca się po placu czarna jego sutanna zwraca niepotrzebnie uwagę. Obiecał, że przez kilka dni prawie nie wyjdzie z pałacu, a czas ten swobodny użyje na przeczytanie książek, dopełniających wiadomości, jakie miał o historyi rzymskiej i o samym Rzymie.
Światło lampy łagodnie oświetlało wysoki salon, a cisza dokoła panująca uspakajała wzbu-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/593
Ta strona została uwierzytelniona.