świat moja najdroższa contessino... to człowiek zupełnie nam oddany...
Gdy Wiktorya wyszła, Piotr i Benedetta milczeli dalej, stojąc po obu stronach łóżka, tylko węzgłowiem przypartego do ściany. Drżeli oboje z przerażenia, patrząc na bladą twarz zemdlałego Daria. Wtem Benedetta rozwarła szeroko ramiona, załamała dłonie i poczęła żałośnie jęczeć. Po chwili ucichła i, pochyliwszy się tuż nad twarzą rannego, śledziła przerażającą jej bladość i złowrogo przymknięte oczy. Nadsłuchiwała lekkiego oddechu, który był niezmiernie powolny i słaby. Lecz twarz zaczęła przybierać normalniejszą cerę i Dario otworzył oczy.
Pochwyciła go za rękę, chcąc w tym uścisku wypowiedzieć swoją miłość, swój niepokój a nawet nagłą pociechę jakiej doznała, widząc otwierające się te drogie oczy, a zwłaszcza czując lekki uścisk w odpowiedzi na swoją pieszczotę.
— Ty widzisz mnie?... Ty czujesz mnie przy sobie?... Powiedz... powiedz, ukochany?... Co tobie... co się stało?... Czy możesz nam powiedzieć?...
Milczał i zdawał się być zaniepokojony obecnością Piotra, lecz poznawszy go, pogodził się z tą myślą, wzrokiem szukając, czy jeszcze kogo nie było w pokoju. Po chwili szepnął:
— Nikt nie widział?... Nikt się nie domyśla?... powiedz...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/599
Ta strona została uwierzytelniona.