Strona:PL Zola - Rzym.djvu/600

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nikt nie widział i nikt się nie domyśla, uspokój się, mój najdroższy... Z pomocą Wiktoryi wnieśliśmy cię na górę, nie spotkawszy nikogo.. Ciocia wyszła z domu... a wuj zamknął się w swoim pokoju...
Musiało go to uradować, bo się uśmiechnął:
— Nie chcę, aby ktokolwiek o tem wiedział, bo cała ta przygoda jest niemożliwie niedorzeczna,..
— Powiedz... cóż to takiego?...
Przymknął oczy, będąc już zmęczonym a zarazem pragnąc uniknąć dania odpowiedzi. Jednakże zrozumiawszy, iż lepiej zrobi, mówiąc tymczasowo chociażby część prawdy, rzekł:
— Ktoś ukrył się przy bramie i czekał mojego przyjścia... A gdy nadszedłem, pchnął mnie nożem tu koło ramienia...
Benedetta, drżąc cała, pochyliła się nad Dariem i patrząc prosto w oczy pytała:
— Ale któż to był?... Cóż to za człowiek?... Mów... mów... proszę, powiedz jego nazwisko!...
Dario zaczął coś mówić głosem niechętnym i zmęczonym o człowieku nieznanym i uciekającym wśród ciemności, nawet nie zapamiętał jego rysów. Benedetta znów pobladła i syknęła przez zęby:
— To Prada! Prada chciał cię zabić! Wszak tak?... Nie potrzebujesz przedemną ukrywać... widzisz, że się zaraz domyśliłam...