nych ze wściekłością, niczem już nieopanowanego uczucia, żądała miłości, której dotychczas nie było jej danem użyć w całej pełni. Wyła teraz z bólu, złorzeczyła śmierci, odpędzała ją od tego łoża, broniła kochanka, bo śmierć, unosząc go, zabrałaby całość jej pożądań, cel życia, dla którego czuła się stworzoną.
Piotr błagał ją:
— Uspokój się pani... uspokój... on żyje... on żyć będzie..
Ale Benedetta, zalewając się łzami i przyciskając się do bezwładnego ciała kochanka wołała z rozpaczą:
— Ukochany mój... zabierz mnie z sobą.... ja bez ciebie żyć nie chcę... mnie bez ciebie życie będzie ciężarem... katuszą... Ja chcę umrzeć wraz z tobą... przyłożę moje serce do twojego serca i wpiję się w ciebie tak mocno... niezmiernie mocno, że umierając, złączę się z tobą i całość z twem ciałem będę stanowiła... Umrę na twem sercu... i nikt nas nie rozdzieli... pochowają nas razem... na zawsze będziemy razem w swych objęciach jak mąż z żoną... śmierć będzie naszem złączeniem... Przyrzekłam ci, że tylko twoją będę na zawsze... więc będę nią, chociażby po śmierci, pod ziemią, we wspólnym grobie i w jednej z tobą trumnie... Ukochany mój,... otwórz oczy!... daj usta twoje... upieść mnie pocałunkiem twoim!... Powiedz, że chcesz, bym z tobą umarła... jednem słowem odezwij się do mnie...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/604
Ta strona została uwierzytelniona.