nach pozawieszano bogate różnobarwne makaty, wyścigi odbyły się z nadzwyczajnym przepychem, na Tybrze puszczano sztuczne ognie a fontanny przelewały się winem. Jakże odległą była ta epoka i jakże inną była dziś via Giulia, odosobniona od reszty ulic, na które ruch i życie się przeniosło, zawsze była pustą, cicho zadrzemaną... Wszystko tu wszakże mówiło o starodawnem jej pochodzeniu i minionej świetności. Wybrukowana drobnym, białym kostkowym kamieniem, nie miała chodników a uśpione po obu jej bokach ciężkie stare domy były pałacami o potężnych murach, głęboko obsadzonych oknach, monumentalnych bramach. Gdy która z tych bram była uchyloną, można było widzieć wysokie sklepienia, obszerne dziedzińce pełne chłodu i wilgoci, zielone zarastającą spokojnie trawą. Portyki, obiegające dziedzińce przypominały średniowieczne klasztory. Wzdłuż małych, wązkich i ciemnych uliczek, przecinających via Giulia, ciągnęły się boczne pałacowe skrzydła najczęściej niższe i mniej wspaniałe od głównej fasady. Z czasem pootwierały się na tych uliczkach sklepiki z wiktuałami, oraz osiedli drobni przemysłowcy, krawcy, introligatorzy obok piekarza i zieleniarki, sprzedającej trochę pomidorów w koszyku i parę główek sałaty na deseczce. Szyldy szynków zawiadamiały, że tu się sprzedaje wino Frascati i Genzano, lecz to nie przywabiało konsumentów, można było przypuszczać, że wszyscy wymarli.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/610
Ta strona została uwierzytelniona.