że nie wie o tem co zaszło, lecz tak pokierował rozmowę, że wyraźnie powiedział, iż Dario jest prawie zupełnie już zdrowy i niedalej, jak za parę tygodni wyjdzie na miasto. W pierwszej chwili, gdy wymówił imię młodego księcia, Pierina się zerwała i podejrzliwie na niego spojrzawszy, chciała uciekać, lecz widząc, że Piotr nie ma zamiaru łajania jej, pozostała jak wryta na miejscu, łzy popłynęły jej z oczu, uśmiechnęła się z wdzięcznością, a gdy skończył mówić, przesłała mu ręką pocałunek i szybko odchodząc, zawołała już z daleka:
— Grazie, grazie! (dziękuję, dziękuję!).
Odtąd, Piotr nigdy już nie spotkał pięknej Pieriny. Zadowolniła się wieścią, że Dario żyje i powraca do zdrowia.
Innego znów poranku Piotr, idąc do kościoła św. Brigidy, gdzie codziennie odprawiał cichą mszę, spotkał niespodzianie Benedettę. Wychodziła z kościoła, trzymając w ręku maleńką flaszeczkę. Szczerze i bez najmniejszego zakłopotania powiedziała, że przychodzi tu co kilka dni, albowiem uprosiła zakrystyana, by jej dawał trochę oliwy z lampki palącej się przed rzeźbioną Madonną. Przyznała się Piotrowi, że tylko do tej Madonny ma zupełne zaufanie, do tej a nie innej, albowiem ilekroć razy prosiła którą o wysłuchanie modlitwy, prośby nie były skuteczne, podczas gdy ta z drzewa wyciosana Madonna w kościele św. Brygidy, niezmiernie była dla niej
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/618
Ta strona została uwierzytelniona.