Strona:PL Zola - Rzym.djvu/626

Ta strona została uwierzytelniona.

że tu rozkosznie żyć było można, przybywając dwudziestoletnim młodzieńcem, z zabezpieczonym trzyletnim bytem, ze swobodą ciągłego przebywania wśród arcydzieł gieniuszu ludzkiego! Powiedzieć sobie: jestem zbyt młody, by tworzyć samodzielnie, lecz oto mogę patrzeć na to co inni stworzyli, mogę zastanawiać się nad sobą i szukać właściwej dla siebie drogi! Po chwili dumania, Piotr zmienił to zapatrywanie. Ten bezwzględny spokój, jakiego używali pensyonarze willi Medicis, nie był najwłaściwszem środowiskiem dla urabiającej się twórczości młodzieńczej! Ciche ustronie, boski spokój oderwany od wszelkich, trosk i walk codziennego, pracowitego życia, byłby stosowniejszą nagrodą dla artystów dojrzałego już talentu chwilowo zwichniętych nieszczęściem, lub zmęczonych i niezadowolonych twórczością niedopowiedzianą. Zapoznawszy się z rodakami tutaj żyjącymi, Piotr wywnioskował z ich rozmów, że młodzieńcy obdarzeni umysłem marzycielskim i kontemplacyjnym, lub też średnio zdolni, radzi byli z klasztornego swego bytu w willi Medicis, formuły znalezione, sztuka przeszłości, wystarczała ich biernemu temperamentowi, natomiast natury oryginalne, poczuwające w sobie siłę do walk nowych i nowych zdobyczy, kipiały z niecierpliwości i pobyt swój w willi uważały za ciężkie wygnanie, za odosobnienie od świata i życia. Oczy tych zapaleńców gorzały gorączką i znać po nich było, że duszą rwą się do Paryża, do walki, do czynu.