Strona:PL Zola - Rzym.djvu/634

Ta strona została uwierzytelniona.

przy niem będzie chciał okazać swoją nieskazitelność, nieprzedajność... Niepokój dręczył ich oboje. Znów zaczęły się dla nich czasy niespokojnego wyczekiwania.
— Czy wiesz — rzekła raz Benedetta w obecności Piotra — czy wiesz, że poddałam się wymaganiom monsignora Palma i byłam dziś zbadana przez dwóch lekarzy... Tak... dziś rano... byłam z ciocią u owych dwóch wyznaczonych panów...
Uśmiechnęła się, patrząc na Daria i bynajmniej nie była zmieszana, tem co wyrzekła.
— I cóż oni powiedzieli? — zapytał Dario z równąż swobodą.
— Cóż chcesz, żeby powiedzieli innego, jak to co zobaczyli... przekonali się, że nie kłamałam i każdy z nich napisał rodzaj zaświadczenia... ale napisali to po łacinie... Podobno, że to zaświadczenie było nieodzownie potrzebne, by monsignor Palma mógł odwołać, to co poprzednio twierdził...
Zwróciwszy się do Piotra, dodała:
— Jaka szkoda, że nie umiem po łacinie... nie mogłam się dowiedzieć, co oni napisali a byłam ciekawa... pomyślałam więc o tobie, drogi księże Piotrze... i miałam postanowienie poprosić ciebie byś zechciał mi to przetłomaczyć... Ale ciocia niewiadomo, dla czego, nie chciała i natychmiast wzięła te papiery i przyłączyła do innych...