często myśleć będzie o nas i zawsze tęsknić będzie za Rzymem!
Piotr skłonił się przed Benedettą, ujęty jej uprzejmością i wdziękiem, objaśnił zarazem, że jeżeli Rzym nie wywiera wrażenia przy pierwszem spotkaniu, to jedynie dla tego, że każdy przyjeżdża tu z urobionem pojęciem i pragnie ujrzeć miasto wymarzone i wyidealizowane przez własną wyobraźnię. Lecz po kilkodniowem rozczarowaniu, następuje zwrot i piękno rzeczywistego Rzymu zaczyna oddziaływać, przykuwając do siebie w miarę jak się spogląda na to jedyne miasto o niezrównanej przeszłości.
Celia wstała i zaczęła się żegnać:
— Do widzenia, moi drodzy... przyjdę znów temi dniami... takbym chciała, aby Dario był zdrów jak najprędzej... jakby to było ślicznie, że by nasze śluby odbyły się równocześnie!... Tymczasem za kilka dni będą zaręczyny moje z Attiliem... ojciec wyda bal... musi wydać bal wspaniały... najwspanialszy... Do widzenia!...
Piotr już kilkakrotnie zwracał swą przechadzkę w stronę przedmieścia Transtevere, pociągany tam swem wielkiem współczuciem i miłością dla maluczkich i cierpiących. Ach, to nieszczęsne przedmieście Rzymu, to cuchnące nędzą Transtevere, w którem ciżba ludzkich istot żyła w poniżającej ohydzie brudu i ciemnoty! Piotr widział w Paryżu wiele sromotnej nędzy i przerażających upośledzeń, lecz niczem to było w porównaniu
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/647
Ta strona została uwierzytelniona.