Strona:PL Zola - Rzym.djvu/651

Ta strona została uwierzytelniona.

Plany powzięto olbrzymie i gwałtownie chciano je przeprowadzić, mając na względzie konieczność zapewnienia zdrowotności miastu, które dotychczas, trupiejąc i gnijąc, stanowiło zabytek średniowiecznej epoki, przedłużającej się w Rzymie aż do wkroczenia wojsk Wiktora Emanuela. Ach, przebudować ohydne to przedmieście, dać światło i powietrze temu biednemu ludowi, wypędzić ztąd choroby powstające z brudu i zgnilizny! Chciano to wszystko, lecz wynikły w całym kraju kryzys finansowy nie dozwalał na urzeczywistnienie tych szlachetnych zamiarów, mających przygotować lepszą przyszłość następnym pokoleniom dzisiejszych nędzarzy. Można się oburzać, iż teraźniejszy rząd włoski zbyt skrzętnie oczyścił ruiny starożytnego Rzymu, zbyt gorliwie pozmiatał w nich kurz i powyrywał bluszcze i dziką roślinność, którą przyjezdne angielki zasuszały w swoich zielnikach, można gniewać się na szpetotę murów jakiemi ujęto łożysko Tybru i płakać można z żałości za utraconą malowniczością romantycznych dawnych wybrzeży rzeki, lecz trzeba zarazem pamiętać, że życie rodzi się ze śmierci i że jutro zakwitnie na miejscu tego co dziś w pyły się zmienia.
Myślami temi zajęty, Piotr wyszedł z przedmieścia i stanął na placu Farnese, chcąc zajść do ambasady francuzkiej, gdzie go oczekiwano o oznaczonej godzinie. Plac był pusty, poważny, otoczony domami o drzwiach szczelnie zamknię-