się łzami w czasie czytania świeżo napisanych rozdziałów książki. Słyszał głos wice-hrabiego Filiberta de la Choue, twierdzącego, że taka książka równa się potężnej armii; pokrzepieniem dla Piotra było przedewszystkiem zachowanie się kardynała Bergerot, którego list pełen uznania rozpoczynał napisane dzieło. Dlaczegóż więc kongregacya Indeksu chce wzbronić czytania tej książki?
Wiadomość tę otrzymał Piotr przed dwoma tygodniami drogą prywatną i od tej chwili nieustannie zadawał sobie to pytanie, nie znajdując nań odpowiedzi. Zawiadomiono go, by czemprędzej zjechał do Rzymu, jeżeli chce bronić swej książki. Któreż to stronnice ściągnąć mogły niezadowolenie?... Wszak każda z nich we wszystkiem była zgodna z zasadami chrześciańskiemi.
Piotr pełen był otuchy. Śpieszno mu było znaleźć się u stóp papieskiego tronu, by wyjednać dla dzieła swego najwyższą aprobatę, by wypowiedzieć, że je napisał przejąwszy się duchem encyklik Leona XIII i że najgorętszem jego pragnieniem jest tryumf polityki papieża. Jakimże sposobem potępioną mogła być książka sławiąca dążności Leona XIII?... Piotr bowiem najmocniej był przekonany, że napisał dzieło, dopomagające polityce papieża, dążącego do jedności chrześciańskich Kościołów i pragnącego szczęśliwości, oraz pokoju pomiędzy ludźmi.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.