Strona:PL Zola - Rzym.djvu/677

Ta strona została uwierzytelniona.

sekretarz wskazał Piotrowi wązką ławeczkę przy murze, prosząc, by zechciał tutaj zaczekać. Po upływie przeszło kwadransa wrócił i zawsze uprzejmie a nawet uprzedzająco rzekł:
— Jego Eminencya jest obecnie zajęty konferencją z misyonarzami, mającymi nas wkrótce opuścić... Ale konferencya ma się ku końcowi, tymczasem zaś mam sobie polecone zaprowadzić pana do gabinetu Jego Eminencyi... tam dogodniej będzie czekać...
Wszedłszy do gabinetu kardynała, Piotr zaczął się rozglądać z wielką ciekawością. Pokój był obszerny, wyklejony zielonym papierem i umeblowany skromnie zielonemi, adamaszkowemi meblami. Pomimo dwóch okien, światła w pokoju było mało, bo uliczka była wązka, posępna. Pod jednem z okien stało biurko z prostego, na czarno malowanego drzewa, o blacie wybitym zrudziałą i zużytą moleskiną, mało wreszcie widzialną z powodu stosu papierów i tek zwalonych jedne na drugie. Fotel przed biurkiem wytłoczone miał siedzenie i oparcie, a stary kałamarz obryzgany był grubemi warstwami atramentu. Spory parawan stał na uboczu, strzegąc kardynała od zawiania, którego zawsze się lękał. Piotr dostrzegł jeszcze dwie konsole pod ścianą, a zaspokoiwszy swoją ciekawość, zaczął czekać i niecierpliwić się długiem wyczekiwaniem. Powietrze tego zawsze zamkniętego pokoju, było stęchłe i duszne, a cisza tu panująca, miała w so-