zręczne jego ciało, wydając się na nim wyszukanie wykwintnem ubraniem.
Salon, w którym przyjmował Piotra, był wesoły a przez wielkie okna wychodzące na piazza Navone wpływało obfite światło. Umeblowanie było bardzo gustowne, rzecz niesłychanie rzadka w mieszkaniach duchowieństwa rzymskiego. Wszystko było tu przyjemne i wonne, dopasowane harmonijnie do zewnętrznej postawy pana domu.
— Bardzo mi jest miło wiedzieć pana u siebie... lecz proszę o łaskawe powiedzenie mi, czemu mam przypisać zaszczyt wizyty pańskiej?...
Słowa te wyrzekł z naiwnym wyrazem twarzy i z uprzejmą gotowością do usług.
Piotr nie spodziewał się tego pytania tak zaraz na wstępie, więc nieco się zmięszał, lecz opanowawszy się, postanowił skorzystać, szczerze przedstawiając swoją sprawę.
— Wiem, że nie jest w zwyczaju postępować tak otwarcie jak zamierzam... Lecz doradzono mi, bym przyszedł tutaj i zdaje mi się, że pomiędzy uczciwymi ludźmi najlepiej jest, gdy razem poszukują prawdy, nic nie ukrywając przed sobą...
— Cóż to takiego?... Cóż to?... Jestem niezmiernie zaciekawiony — dopytywał się prałat z wdzięcznym uśmiechem i z wielką szczerością w spojrzeniu.
— Co takiego?... Otóż dowiedziałem się, że kongregacya Indeksu powierzyła panu moją książkę pod tytułem: „Nowy Rzym“ z poleceniem, byś
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/689
Ta strona została uwierzytelniona.