ją pan przejrzał. Otóż przychodzę stawić się na rozkazy pańskie w razie gdybyś sobie życzył jakich objaśnień.
Lecz monsignor Fornaro podniósł obie ręce w górę, jakby chcąc chwycić się za głowę i nie dozwolić gościowi dalej mówić, przybrał wyraz przerażenia i mimo to niezmienną zachowując uprzejmość, zawołał:
— Drogi panie... zechciej mi o tem nie mówić, bo zrobisz mi największą przykrość... Proszę... zechciej sobie wyobrazić, że ci mylne dano wskazówki... bo nikt nie powinien wiedzieć o czynności, którą wymieniłeś... nikt... nawet ten, który musi ją odbyć... Zatem mówmy z sobą a czem innem, o czem zechcesz... byle nie o tem...
Piotr, przypomniawszy sobie, jak wielkie sprawia wrażenie nazwisko asesora świętej Inkwizycyi, rzekł:
— Proszę wierzyć, że nie chciałbym panu wyrządzać przykrości i również proszę wierzyć, że nie ośmieliłbym się nachodzić domu pańskiego, lecz monsignor Nani zawiadomił mnie równocześnie: że losy mojej książki są w ręku pana a zarazem wskazał mi adres pański.
Nazwisko monsignora Nani i tym razem podziałało jak zwykle. Lecz monsignor Fornaro poddał się z wdziękiem, z pieszczotliwem ociąganiem się, co było właściwością jego wytwornego układu.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/690
Ta strona została uwierzytelniona.