przeczytać wtedy twoją książkę i zaniepokoił się jej treścią.
— Czyż przypuszczasz, że on podziela mój sposób pojmowania rzeczy?... I broniąc mnie, broni tem samem i siebie?...
— O nie!... Twoje pojęcia są mu wstrętne i nienawidzi twej książki i ciebie samego! Pomimo swej słodyczy i nieledwie pieszczotliwej uprzejmości, monsignor Nani gardzi słabym, a ubodzy budzą w nim odrazę. Byłby ci przebaczył twoją napaść na Lourdes, lecz nigdy nie przebaczy twojej miłości dla maluczkich, oraz twojego wypowiedzenia się przeciwko władzy świeckiej papieża. Chciałbym, żebyś słyszał, jak się on wyśmiewa z wicehrabiego Filiberta de la Choue! Wyobraź sobie, że go nazywa elegijną wierzbą płaczącą neokatolicyzmu.
Piotr, chwyciwszy się rozpaczliwie za głowę, pytał znowu:
— Więc pocóż to wszystko?... Pytam się po cóż?... Dlaczego mnie tutaj sprowadził?... Dla czego osadził mnie w tym pałacu?... i dla czego zajmuje się mną tak uprzejmie?... Dlaczego przetrzymuje mnie w Rzymie tak długo?... Wszak od trzech miesięcy rozbijam się o napotykane trudności. Dlaczego chce mnie znurzyć bezpotrzebnie?... Wszak mógł pozostawić moją książkę na pastwę kongregacyi Indeksu. Jeżeli go ta książka niepokoiła, wiedział, że w ten sposób zostanie skazaną na zagładę i potępienie. Prawda, że
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/731
Ta strona została uwierzytelniona.