Strona:PL Zola - Rzym.djvu/732

Ta strona została uwierzytelniona.

ta klątwa nie byłaby przeszła bez wywołania wrzawy, bo byłem zdecydowany niepoddawać się wyrokowi i byłbym głośniej niż poprzednio wypowiadał moje przekonania, zupełnie się nie troszcząc, co Rzym na to powie.
Oczy don Vigilia zamigotały wśród żółtej, wychudłej twarzy.
— A może właśnie tego się lękał i to przewidując, postarał się powstrzymać wybuch twojego buntu. On ciebie uważa za człowieka bardzo zdolnego a zarazem za wielkiego entuzyastę... a słyszałem, jak nieraz mówił, że nigdy nie należy wprost walczyć z ludźmi inteligentnymi... szczególniej zaś jeżeli są równocześnie szczerymi entuzyastami...
Lecz Piotr już nie słyszał tych słów, powstawszy ze swego krzesła, chodził po pokoju zamaszystemi krokami, jakby uniesiony nawałem plączących się myśli. Po chwili zatrzymał się naprzeciw don Vigilia, mówiąc:
— Mówmy spokojniej i z większym ładem. Muszę wiedzieć i zrozumieć, by módz dalej działać... Powiesz mi, co wiesz o osobach, o które z kolei ciebie zapytywać będę... bo te osoby są wprost wmięszane w moją sprawę... Ty chciałbyś we mnie wmówić, że wszyscy w Rzymie są jezuitami... wszędzie tylko ich widzisz... może i tak jest... Ale muszą w ten być różne odcienia... Więc na przykład ten Fornaro, czy też jest jezuitą?...