Strona:PL Zola - Rzym.djvu/737

Ta strona została uwierzytelniona.

nogami, potrzebuję, byś mi wskazał, jak się wydostać na dobrą drogę!
Zamilkł i znów zaczął chodzić gwałtownie, jakby pchany unoszącą go żądzą działania. A po chwili dodał:
— A może lepiej nic mi nie mów! Niechaj się to skończy. Wolę wyjechać. Już nieraz porywała mnie ochota do ucieczki z tego Rzymu, w którym tak trudno dociec istoty rzeczy. Lecz wiem, że taki upadek woli do dalszej walki, napada mnie tylko przejściowo... ach tak, ale oto teraz, jakże szczerze pragnę uciekać, zniknąć i zagrzebać się w moim kącie i pogrążyć w codziennej mojej pracy, którą mam w Paryżu. Lecz jeżeli wyjadę, zapragnę zemsty, zapragnę wymierzyć sprawiedliwość, zapragnę wypowiedzieć z Paryża, co widziałem w Rzymie, co w nim zrobiono z nauki Chrystusa! Zapragnę by wiedziano, że Watykan w próchno się rozsypuje, że trupie wydaje wyziewy! Zapragnę ostrzedz tych, którzy się łudzą nadzieją odrodzenia się katolicyzmu, ach, jakże srodze się oni mylą, ci naiwni, bo niewiedzący! Chcą nowego życia od trupa, który się rozkłada! Chcą go widzieć głoszącego uzdrawiające prawdy, bo myślą, że jeszcze żyje i do nowego apostolstwa się gotuje! Nie, on umarł! Watykan jest tylko grobowcem pełnym nagromadzonej zgnilizny całego szeregu wieków! O ja nie ustąpię, ja się nie poddam! Bronić będę mej książki, napisaniem drugiej! A ta