Strona:PL Zola - Rzym.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

kiego ogrodu, spuszczającego się aż do Tybru. Pałac od strony ogrodu, żadnych nie posiadał ozdób. Fasada przeciętą była trzema rzędami symetrycznych okien. Ogród był w najzupełniejszem zaniedbaniu. Pośrodku stojący basen, zawalony był gruzami, wśród których rosły bukszpany a między chwastami i trawą, rzędy pomarańczowych drzew o złotych, dojrzewających owocach przypominały kierunek dawniejszych ogrodowych ulic. Pomiędzy dwoma olbrzymiemi laurami wznosił się ponad dziką, nizką roślinnością, sarkofag z drugiego wieku, zdobny szalejącą bachanalią satyrów ścigających w uściskach miłośnych rzeszę nagich kobiet. Tego rodzaju erotyczne sceny dekadencki Rzym rzeźbił na marmurze swych grobowców. Sarkofag ten, zamieniony na zbiornik, stał wzdłuż muru, gdzie z ust tragicznej maski, tryskał strumień wody. Ogród kończył się portykiem i tarasem a podwójne schody z tak zwanej loggia, spuszczały się aż do rzeki. Lecz skutkiem budowy nadbrzeżnej ulicy, porobiono nasypy dla wyrównania gruntu, otóż szły one wyżej niż ogrodowy taras, który cały był zawalony porzuconemi łomami kamieni, osypującą się kredową ziemią, przedstawiając widok gruzów i niedającej się powetować ruiny.
Tym razem Piotr najwyraźniej dostrzegł jakąś kobietę w pierwszem podwórzu a podążywszy