doznawał wrażenia, że jest igraszką tych ludzi, czyż nie widział, że kongregacye są absolutną władzą zorganizowaną, w celu samowolnego panowania Kościoła! Czuł się Piotr rzucony wśród labiryntu intryg, wpływów, przerażała go pycha i sprzedajność i srodze bolał na widok takiej moralnej nędzy, tu gdzie się spodziewał napotkać tyle zaparcia i podniosłości ducha. Ach, jakże daleko był ów Rzym przez niego wymarzony! Jakichże doznawał porywów buntu lub wstrętu i umęczenia, chciał przecież dotrwać i postanowił spełnić swój obowiązek do końca.
Piotr poczynał teraz rozumieć mnóstwo rzeczy, których znaczenia nie umiał sobie dotąd wytłomaczyć. Któregoś dnia, będąc w gmachu Propagandy u kardynała Sarno, posłyszał go mówiącego z taką zaciekłością gniewu o wolnomularstwie, że naraz pojął jasno całą tego przyczynę. Dotychczas Piotr uśmiechał się tylko, gdy mu opowiadano o wolnomularzach równie zadziwiające baśnie jak o jezuitach. Przypisywano jednym i drogim niezmierne wpływy, działalność skrytą, lecz dążącą ku zawładnięciu światem. Piotr dziwił się niejednokrotnie nad nienawiścią jaką pałali niektórzy ludzie wrogo uprzedzeni przeciwko wolnomularstwu, wszak któregoś dnia słyszał jak jeden z wykształconych i wysoce inteligentnych prałatów, zapewniał go szczerze, że każda loża masońska jest przynajmniej raz w roku prezydo-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/755
Ta strona została uwierzytelniona.