wo śmierci nad całą ludzkością. Jednakże posiedzenia członków kongregacyi odbywały się przy zamkniętych drzwiach i przestrzegano, by żadne słowo nie uleciało po za mury starego pałacu. Posiedzenia miały miejsce w każdą środę; sądzono i potępiano z dawną surowością kacerzy i ich dzieła, lecz wyroki te nie wchodziły w wykonanie, bo brakowało ku temu zbrojnej siły, tortur, stosów a nawet więzień. Święta kongregacya zadawalniać się musiała tylko protestem, utraciwszy władzę nawet nad duchownymi, których mogła karcić jedynie podług dyscyplinarnych przepisów.
Gdy go wprowadzono do salonu monsignora Nani, który mieszkał w pałacu jako asesor świętej Inkwizycyi, Piotr doznał miłej niespodzianki. Sala bowiem była obszerna, jasna, pełna słońca, wszystko tu tchnęło łagodnością i wdziękiem, jakby mieszkanie było urządzone przez ładną i gospodarną kobietę, która każdej rzeczy udziela część swojego uroku. Umeblowanie było w stylu poważnym a jednak uśmiechać się zdawało, miły zapach unosił się w powietrzu, a jednak kwiatów tu nie było. Dziwny jakiś wdzięk chwytał za serce każdego, kto tu wchodził.
Prawie natychmiast ukazał się monsignor Nani, uśmiechnięty, różowy. Niebieskie, pełne życia oczy patrzały dobrotliwie i zachęcająco, wszedł z wyciągniętemi rękoma do gościa, mówiąc serdecznie:
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/761
Ta strona została uwierzytelniona.