Strona:PL Zola - Rzym.djvu/779

Ta strona została uwierzytelniona.

znie przestawano się zajmować rozwodem Benedetty hrabią Prada.
Piotr nierad był spotkaniu. Miał on instynktowny wstręt do ludzi poświęcających życie sprawom pieniężnym, spekulacyom i obrotom handlowym i przemysłowym. Lecz chcąc się wywdzięczyć hrabiemu za serdeczność jego powitania, zapytał go o zdrowie ojca, tego bohaterskiego Orlanda, czczonego przez kraj cały.
— Ojciec mój jest zdrów zupełnie... gdyby nie nogi, które mu dokuczają, trzymając go na uwięzi w fotelu... Cieszę się nadzieją, że żyć będzie długo... może stu lat dożyje!... Pragnąłem przewieźć go tutaj na lato, ale niechciał. Niechce ani na chwilę opuścić swego ukochanego Rzymu... możnaby myśleć, że się lęka, by mu nie odebrano Rzymu, gdy się z niego ruszy.
Prada roześmiał się głośno, bawiąc się swojemi słowami, w których było jakby lekkie urąganie nad heroiczną epoką, gdy ludzie z zaparciem się siebie walczyli za niepodległość mającą na celu zjednoczone Włochy z Rzymem, jako stolicą. Po chwili dodał:
— Wczoraj jeszcze mówił ze mną o panu... Ojciec mój narzeka, że go pan zbyt rzadko odwiedza..
Ten wyrzut starego Orlanda zasmucił Piotra, bo szczerze uwielbiał i kochał tego starca. Był u niego kilka razy, lecz Orlando nie chciał z nim mówić o Rzymie, twierdząc, że Piotr jeszcze za-