czyć mi powody napisania książki... obronić ją wobec mnie samego... Nawet dziwiłem się, żeś dotąd nie przyszedł... bo wiem, żeś czynił już zabiegi dla zjednania sobie przychylności sędziów... Mów śmiało, mój synu... i bądź przekonany, że szczerze rad będę, mogąc cię rozgrzerzyć...
Uprzejme słowa kardynała bardzo Piotra ujęły. Błysnęła przed nim nadzieja pozyskania względów prefekta kongregacyi Indeksu... prefekta, zatem człowieka wszechmocnego w sprawie zagrożonej książki. Nie rozbierając w tej chwili, ile jest szczerości a ile światowej grzeczności i towarzyskiego wyrobienia w obejściu kardynała, który przez lat kilkanaście będąc nuncyuszem w Wiedniu i w Brukselli, nauczył się obcowania z ludźmi, odurzając ich wrażliwość ponętnemi obietnicami, niemającemi nigdy się ziścić, Piotr raz jeszcze dał się uwieść pozorom i odzyskał swą apostolską gorliwość pełną zapału, by opowiedzieć treść napisanej przez siebie książki. Z wymownym porywem wyjawiał teraz swe poglądy, mówił o swych marzeniach nad jutrem Rzymu, tego Rzymu odrodzonego powrotem do pierwotnej nauki Chrystusa, Rzymu stolicy świata, żyjącego odtąd w braterskiej zgodzie i miłości. Ach, czas był, aby tak było! Czas, by przykrócić niedolę maluczkich i w szczęśliwość zamienić znoszone przez nich katusze nędzy i odosobnienia!...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/796
Ta strona została uwierzytelniona.