Strona:PL Zola - Rzym.djvu/797

Ta strona została uwierzytelniona.

Kardynał słuchał, uśmiechał się i promieniał, to znów potakiwał, kiwając głową, wreszcie zawołał z zachwytem:
— Ślicznie... ślicznie... wybornie... wierzaj, mój synu, że najzupełniej podzielam twój sposób myślenia... I nie można piękniej od ciebie wypowiedzieć tego, co się czuje... Każdy człowiek szlachetnie myślący, musi stanąć po twojej stronie...
Kardynał kładł nacisk, że zachwycony jest poetycznością stylu książki... Zapewne przez rywalizację z Leonem XIII, Sanguinetti chciał uchodzić za znawcę poezyi łacińskiej i Wirgiliusza czcił z bezgranicznem uwielbieniem.
— Czy wiesz, mój synu, że niektóre stronnice twojej książki, odczytałem po kilka razy, zwłaszcza niezrównany jest ustęp, w którym mówisz o wiośnie, powracającej po okropnościach zimy... Jakie prześliczne są tam zwroty, pocieszające biedaków... jaką budzisz w ich sercach nadzieję, że wraz z pięknością i ciepłem ożywczej wiosny, zapomną o doznanych w zimie cierpieniach... Trzy razy, raz po razie odczytałem te stronnice!... Czy wiesz, że twój styl jest pełen zwrotów czysto łacińskich?... Zanotowałem w twojej książce przynajmniej piędziesiąt wyrażeń, łatwo dających się odnaleźć w Eklogach. Czarującą napisałeś książkę; tak, nie można jej inaczej określić, jak tylko że jest czarującą!...