Strona:PL Zola - Rzym.djvu/800

Ta strona została uwierzytelniona.

ny. Pocóż miał mówić temu młodemu, cudzoziemskiemu księdzu, że książka przez niego napisana, z góry zyskała potępienie i że najlepiej zrobi, wycofując ją i wyrzekając się popełnionych błędów? Taka okrutna otwartość, zgodną była z charakterem kardynała Boccanera, bo był to człowiek rycerskich uczuć, a zarazem człowiek nieugięty, dziki i gwałtowny, nie lękający się buntu dusz ognistych. Lecz kardynał Boccanera był zabytkiem z innej epoki!
— Nie trać nadziei... nie trać nadziei, mój synu — powtarzał kardynał z obiecującym uśmiechem, jakby powstrzymując się od powiedzenia mnóstwa rzeczy pomyślnych, o których musiał milczeć, skrępowany obowiązkową tajemnicą.
Tyle serdecznej uprzejmości było w słowach i w spojrzeniu jego, że znów wielka jakaś otucha wstąpiła w serce Piotra. Chwilowo zapomniał o rozmowie, którą słyszał, o bezmiernej ambicyi kardynała Sanguinetti i o jego nienawiści względem współzawodnika. Podziękował więc ze wzruszeniem za doznane łaskawe przyjęcie i wyszedł, pozostawiając kardynała już zapatrzonego w dal, rozpościerającą się po za szeroko otwartem oknem, marzącego o Rzymie i tiarze, którą pragnął pochwycić. A kto wie?... Może on właśnie będzie tym upragnionym papieżem, który zreorganizuje Kościół i stanie na czele Zjednoczonych Stanów Europy?...