Strona:PL Zola - Rzym.djvu/819

Ta strona została uwierzytelniona.

módz się tam dostać i czegoś się dowiedzieć. Zapewne musiał liczyć, że dawny jego kolega z seminaryum, ksiądz Paparelli, powie mu mnóstwo najciekawszych wieści.
Powóz toczył się żwawo po równym gościńcu, przecinającym niezmierzone okiem błonia Kampanii, a hrabia, od jakiegoś czasu milczący, odezwał się, jakby kończąc słowami myśl rozpoczętą:
— Jeżeli papież umrze, to z pewnością tak powiedzą... Bo to nagłe zapadnięcie na zdrowiu, dolegliwości żołądka... wiadomości skrywane... Tak, tak, mój proboszczu... na pewno ludzie powiedzą, że umarł otruty... o każdym umierającym papieżu mówią to samo...
Piotr drgnął gwałtownie. Papież otruty! I pod tem wrażeniem, głośno zawołał:
— Jakto?... Czyżby to być mogło! Trucizna, w naszej epoce, trucizna!
Patrzał na obudwóch z pewnem przerażeniem, bo trucizna była może właściwą za czasów papieży z rodu Borgia, lecz obecnie wydawała się dziwacznym pomysłem, używanym jedynie przez autorów romantycznych dramatów.
Santobono milczał, twarz miał nieruchomą, nieprzenikliwą. Prada zaś potrząsnął znacząco głową i rzekł:
— Tak, w naszej epoce trucizna... a przynajmniej postrach trucizny — jest jeszcze bardzo na czasie, w naszym dzisiejszym Rzymie. Gdy tylko