Strona:PL Zola - Rzym.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie, bo szkoda byłoby marnować popołudniowe godziny, ale za to z wdzięcznością przyjął propozycyę śniadania, bo czuł się niezmiernie głodnym.
Upłynęło dobre pół godziny, nim podano obiecane śniadanie. Giacomo, wyznaczony przez Wiktoryę do obsługiwania Piotra, nigdy się nie śpieszył. Wiktorya znała tę jego przywarę, więc pozostała dla nadzoru, by niczego nie brakowało gościowi a między jednym rozkazem a drugim, narzekała, mówiąc do Piotra:
— Co to za ludzie są w tym kraju! To trudno sobie wyobrazić coś podobnego, gdy się samemu ich nie widziało zblizka! Mogłabym tu między nimi wieki całe spędzić i jeszczebym się do nich nie przyzwyczaiła. O gdyby nie ta śliczna i dobra contessina, od dawnaby mnie tu nie było!
Zaczęła się sama krzątać przy nakrytym już stole a układając figi na deserowy talerz, mocno zadziwiła Piotra, oświadczając, że w mieście, gdzie tylu jest księży, nie może być ładu i takie miasto nie może być przyjemnem miastem.
— Jakto?... więc pani jesteś bezreligijną?
— Lepiej o tem nie mówić, ale wiem, że księży nie mogę znieść na oczy. Jeszcze we Francyi znałam ja jednego... i chociaż byłam wtedy niewielką dziewczyną, popamiętam go nazawsze. A co tutaj w Rzymie, to napatrzyłam się na nich