Wszak rzeczywiście w Rzymie od najdawniejszych czasów szerzyła się plaga gwałtownych śmierci, dokonywanych sztyletem lub trucizną. Od czasu powstania pierwszego muru, pierwszej własności, rozpoczęła się walka o zdobycie cudzego dobra, a rozpasana żądza używania uzbroiła ręce, które krwią zalały ulice rozrastającego się miasta i strąciły do Tybru tysiące ofiar, lub zagrzebały je w ziemi, by posiąść w spokoju zagarnięte łupy. Sztylet i trucizna zieją śmierć za cesarzy, sztylet i trucizna nie ustępują za papieży i zawsze tenże sam potok okrutnych zbrodni unosi trupy na tej tragicznej ziemi, opromienionej słońcem niezmąconej piękności.
— Ci, którzy zachowują środki ostrożności, mają słuszność... Wiem, że niejeden z kardynałów, drżąc o siebie, wszystkiego się lęka i zabezpiecza jak może. Znam takiego, który jada i pije tylko u siebie i wyłącznie tylko to, co mu poda i kupi jego kucharz. Więc dziwić się nie można że i papież się lęka.
— Jakto, nawet papież?... Nawet papież pozostaje pod groźbą trucizny? — zawołał Piotr silnie wzburzony.
— Cóż chcesz, mój drogi, podobno jest... Są okoliczności, w których on najbardziej jest narażony, on przedewszystkiem... Czyż nie wiesz, że panuje w Rzymie ogólne przekonanie, że papież niepowinien żyć zbyt długo?... Otóż, jeżeli upiera się żyć, znajdują się tacy, którzy przełamują
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/823
Ta strona została uwierzytelniona.