Strona:PL Zola - Rzym.djvu/837

Ta strona została uwierzytelniona.

uczynić, jak ma złemu zapobiedz?... Oczu nie mógł oderwać od twarzy Santobona i dziwił się spokojowi tego człowieka. Dotychczas Prada nie powziął żadnego postanowienia, tylko powtarzał sobie, że nie powinien dopuścić trucia ludzi. Te figi były niezawodnie przeznaczone dla kardynała Boccanera, śmierć tego lub innego kardynała mało go obchodziła a jako zdobywca z natury i zwolennik walki o byt, uznawał, że należy wszystko pozostawiać losowi. Jako ateusz znowu, bawił się tem pożeraniem księdza przez księdza. To znów brała w nim górę ostrożność; wszak niebezpiecznem było mięszać się w ich sprawy, poruszać uknute przez nich intrygi, narażać się na okrucieństwo ich zemsty. Ach, ten świat czarny, taki był pełen nizkich, niezgłębionych i szkaradnych tajemnic! Lecz kardynał Boccanera nie był w swoim pałacu sam jeden. Te figi mogły się dostać komu innemu, mogły zabić inne osoby przy kardynale będące. I chociaż bronił się od wywoływania w swej pamięci postaci Benedetty i Daria, wszakże stawali oni przed nim uparcie. A jeżeli Benedetta i Dario padną ofiarą?... Nie, Benedetta mieszka przy ciotce, i obiedwie osobno się stołują, Dario tylko jada razem ze swym wujem. Przez chwilę, zdawało mu się, że widzi Daria tracącego przytomność i padającego w ramiona kardynała, który ze spazmów jego twarzy poznawał te same objawy trucizny, działającej okrutnie, nieubłaganie, trucizny, która rok temu zabrała mu najlepszego przyjaciela. Ach, tak,