Strona:PL Zola - Rzym.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Piotr znalazł się wreszcie sam, poczuł ogrom swego zmęczenia. Strudzony był podróżą oraz gorączkowem uniesieniem, jakie go przejęło gdy patrzał na Rzym. Zjadłszy pośpiesznie śniadanie, składające się z dwóch jaj i kotleta, rzucił się nie rozbierając na łóżko, z zamiarem półgodzinnego wypoczynku. Zbyteczne znużenie odbierało mu sen, zaczął więc myśleć o znanych sobie szczegółach, odnoszących się do rodu Boccanera, poddając się zdziwieniu, jakie go opanowało z chwilą wejścia do tego olbrzymiego i pustego pałacu, cichego jak cmentarzysko opuszczone i melancholiczne. Myśli Piotra stawały się coraz mniej wyraźne, ogarniała go stopniowo senność i zdawało mu się, że napotyka mnóstwo postaci, krążących jak cienie, o twarzach tragicznych lub słodkich, a wszyscy ci dawni dziedzice pałacu patrzyli na niego w sposób dziwny, zagadkowy i rozpływali się gdzieś, niknąc w nieznanych przestrzeniach.
Ród Boccanera wydał z siebie dwóch papieży, jednego w trzynastym wieku a drugiego w piętnastym. Ci dwaj wybrańcy, ci dwaj wszechpotężni władcy świata nadali swemu rodowi nieprzebrane skarby, obszary dóbr ziemskich, kilka pałaców w Rzymie i niezliczone ilości dzieł sztuki, mogące zapełnić olbrzymie galerye. Rodzina ta uważaną była za najpobożniejszą wśród rzymskich patrycyuszów, słynęła żarliwością wiary a miecz jej był zawsze w pogotowiu na usługi