Reverendissime i Illustrissime kardynała Boccanera!“. A gdy schował to wszystko do kieszeni, odetchnął pełną piersią i znów odnalazł swój zwykły, pogodny wyraz twarzy.
Napisał tę kartkę pod wpływem wewnętrznej walki, którą z sobą toczył. Chciał się sam zabezpieczyć przed ogarniającą go chęcią popełnienia podłości i dozwolenia na możliwość rzeczy strasznej, mogącej zajść, jeżeli nie pośle tego ostrzeżenia. Napisał te kilka słów, sam nie wiedząc jaką siłą został ku temu zmuszony, lecz chciał je napisać zaraz, na temże miejscu gdzie miał myśl poprzednią a teraz czując, że kartkę tę sam rzuci do skrzynki przy pałacu Boccanera, uspokoił się i swobodnie znów zbliżył się do Piotra, pytając:
— Co ci jest, kochany księże Piotrze?... Wyglądasz jakbyś miał ciężkie zmartwienie?...
Piotr opowiedział mu o wyroku zapadłym na jego książkę. Miał tylko dzień jeden, by módz ją obronić przed ostatecznem potępieniem.
— Nie trać nadziei, nie poddawaj się zniechęceniu, bo to wyczerpuje siły człowieka! Masz jeszcze cały dzień przed sobą, a w jeden dzień ogromnie wiele można zrobić. Czasami wystarcza godzina, chwila, by odwrócił się los w inną zupełnie stronę i by pogrom zamienił się w zwycięztwo!...
Chcąc rozerwać myśli swoje i Piotra, dodał:
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/869
Ta strona została uwierzytelniona.