biegłej zręczności, dobiegał celu najwyższych pożądań. Od dziś był spowinowacony z rodem książęcym Buongiovannich i stawał na równi z arystokracją rzymską, wszystko więc posiadł ten szczęśliwiec, ten łupieżca dostatków i zaszczytów, które Prada czuł się w prawie trzymać w swem rozporządzeniu.
Jęknął jak zwierz zraniony pociskiem, a tę mimowolną skargę cierpianej katuszy, posłyszał Piotr, który zaniepokojony zapytał:
— Pan cierpisz?...
Lecz wobec bladości hrabiego, nie miał odwagi dopytywać się, żałował nawet swego pytania, na które nie otrzymał odpowiedzi, Prada bowiem, pasując się z bólem, milczał i chciał się przezwyciężyć. Piotr, chcąc mu w tem dopomódz, rzekł, rozglądając się po zebranych:
— Ach, jakże wielką miał słuszność pański ojciec, mówiąc, że my we Francyi nie zdajemy sobie sprawy ze zmian zaszłych we Włoszech! Skutkiem klasycznego szkolnego wychowania, skutkiem przechowywanych katolickich tradycyj, widzimy Rzym tylko jako Rzym papieży, a całość zachodzącej ewolucyi tutejszej pomijamy, nie rozumiejąc jej doniosłości. A jednak przez ostatnie ćwierć wieku, jakże potężne zmiany zaszły w tym dawnym Rzymie! Dziś jest on tylko stolicą państwa włoskiego, stolicą młodego narodu, garnącego się pod sztandar szczerze miłowanego króla, stolicą odrodzoną, odrodzonego kraju!
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/880
Ta strona została uwierzytelniona.