znieść tego widoku, Prada rzekł z brutalnością, świadczącą o bólu, jaki nim szarpał:
— Umieram z pragnienia... chodźmy do bufetu... muszę się czego napić...
Starał się przesunąć niespostrzeżenie i szedł tuż w pobliżu okien, kierując się do sali Starożytności, gdzie był urządzony bufet. Piotr szedł za nim, lecz sala balowa była długa i ścisk osób wielki, zostali zatem roździeleni tłumem i Piotr znalazł się w pobliżu dwóch par narzeczonych, rozmawiających z sobą o wspólnem swem szczęściu. Celia, ujrzawszy Piotra, przywołała go przyjaznym ruchem głowy i, patrząc na piękną Benedettę ze złożonemi rękoma, jakby się modliła przed nią jak przed madonną, prosiła:
— Księże Piotrze, zrób mi tę przyjemność i powiedz jej, że jest piękna, najpiękniejsza z pośród wszystkiego co jest na ziemi! Piękniejsza od słońca, piękniejsza od księżyca, piękniejsza od gwiazd! Czy wiesz, moja najdroższa, że drżę ze wzruszenia, widząc cię tak nieprawdopodobnie piękną! Jesteś piękną jak szczęście, piękną jak miłość!
Benedetta roześmiała się, słysząc te zachwyty swojej przyjaciółki.
— Ty, Celio, jesteś równie piękna... Jesteśmy piękne, bo jesteśmy szczęśliwe...
A Celia powtórzyła łagodnie:
— Tak... tak... jesteśmy szczęśliwe... Czy pamiętasz, że kiedyś powiedziałaś mi, iż nie można
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/883
Ta strona została uwierzytelniona.