Strona:PL Zola - Rzym.djvu/888

Ta strona została uwierzytelniona.

teraz wszystko to minęło i markiz jest najszczęśliwszym w świecie człowiekiem... Czy widzicie państwo, jak go żona pożera oczyma?... A on doprawdy, że nie wygląda na dostawcę fałszowanych relikwij do klasztorów wszystkich państw katolickich, lecz przybrał pozory rodowitego szlachcica... patrzcie, z jakim wyszukanym ruchem trzyma talerzyk swojej żony. Prawdziwy z niego markiz!...
Z podnieconą ironią, z goryczą, Prada zaczął mówić o stosunkach miłosnych w Rzymie. Twierdził, że kobiety były wogóle pozbawione wykształcenia a natomiast zazdrosne i uparte. Gdy która z nich zdobędzie miłość mężczyzny, chce go trzymać do końca życia w swej niewoli, uważa go za swoją rzecz, wyłączną własność, którą rozporządza dowolnie i według chwilowej fantazyi. Wyliczał mnóstwo nieprawych związków, trwających od lat wielu a między temi taka donna Serafina i adwokat Morano nie należeli do wyjątków. Znajomi z pobłażliwością uwzględniali takie długotrwałe miłosne stosunki uznając je za równoważne małżeństwa. Prada szydził z tego braku rozmaitości i ciężaru, który ludzie na siebie nakładali, jakąż rozkosz sprawiać mogły pieszczoty, taką codziennością pozbawione uroku nowości?...
— Co ci jest?... co ci jest? — dopytywała się Lisbeta, pochylając ładną swą główkę w stronę hrabiego. Ja znajduję, że miłość nigdy nie po-