rozglądanie się w topograficznym planie miasta, czytając przytem szczegółowe jego opisy. Znał też wybornie rozkład ulic i byłby mógł wszędzie trafić, nie pytając się o drogę. Objaśnienia, których mu udzielał dorożkarz, były zupełnie zbyteczne. Myliły go jedynie niespodziewane spadki ulic i coraz to inne dzielnice, ukazujące się jedne po nad drugiemi na pagórkach, o których wiedział, lecz inaczej je sobie wyobrażał. Na prawo widział teraz smugę zieloności, pnącej się ku górze a na jej szczycie ciągnął się długi, żółty, prosty budynek, zapewne jakiś klasztor lub koszary.
— Kwirynał, pałac królewski, rzekł woźnica, wskazując biczem w tę stronę.
Zjechawszy w dół Via Nationale, powóz skręcił na trójkątny plac a Piotr, podniósłszy oczy w górę, zobaczył po nad wysokim murem wiszący ogród, wśród którego strzelał wyniośle, wytworny profil wspaniałej, wiekowej pinii, roztaczającej swój iglasty parasol na tle pogodnego nieba. Zachwycony był wytwornością i dumą tego drzewa, uprzytamniającego piękność i wdzięk Rzymu.
— Villa Aldobrandini!
Spuścili się jeszcze niżej i tu ukazał się niespodziewanie widok podbijający Piotra ostatecznie. Ulica załamywała się gwałtownie a na skręcie, po za ciemnym kawałkiem uliczki, błynęła świetlana przestrzeń, przestrzeń niewielka,
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.