— Tak, ale dziś brat mój jest niezdrów, więc fig jeść nie będzie — zakończyła donna Serafina, z twarzą nieco chmurniejszą.
Donna Serafina traciła humor, ile razy wspominano przy niej nazwisko księdza Paparelli. Nie lubiła kodytaryusza swego brata, od czasu gdy spostrzegła, że ten słodko uśmiechnięty, uniżony i pokorny ksiądz wywiera wpływ na swego pana. Czuła, że zwalczał on własny jej wpływ na brata i psuł zapobiegliwie prowadzone przez nią plany, mające zapewnić ostateczny tryumf kardynałowi. Ulegając zręcznym podszeptem księdza Paparelli, kardynał popełnił kilka nieostrożności, które mocno mogły mu zaszkodzić. Donna Serafina przyznawała wszakże kodytaryuszowi niektóre cnoty a zwłaszcza chwaliła przykładną jego pobożność.
Benedetta, rozbawiwszy się swoim śmiechem i żartami, znów zawołała Giacoma, mówiąc mu:
— Mój kochany, poczekaj chwilę a dam ci ważne polecenie...
A zwróciwszy się do ciotki i do Piotra, rzekła z udaną powagą.
— Jestem zdania, żeśmy powinni się upomnieć o swe prawa... Widzę, jak w tej chwili, w pokoju stołowym na pierwszem piętrze, wuj mój wybiera z pomiędzy liści kilka fig i podsuwa koszyk w stronę Daria, który znów, zaczerpnąwszy z niego, oddaje go w ręce don Vigilia. I oto wszyscy trzej jedzą figi, rozkoszując się smakiem... Tak,
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/915
Ta strona została uwierzytelniona.