Strona:PL Zola - Rzym.djvu/922

Ta strona została uwierzytelniona.

— I owszem... wyborną miałaś myśl, ale teraz wstanę i pochodzę, Wiktoryo, chodź mi pomódz...
Uniósł się, podpierając się z trudnością rękoma, lecz pierw nim nadbiegła Wiktorya, chwycił go atak konwulsyj i jak gromem rażony padł zemdlony w ramiona kardynała stojącego przy łóżku. Benedetta zaczęła teraz tracić głowę z rozpaczy.
— Doktora, doktora... sprowadźcie co prędzej doktora!...
— Ja pobiegnę po doktora! — zawołał Piotr.
— Nie, zostań z nami... Wiktorya pójdzie... Ona zna adres... Wiktoryo, idź i sprowadź doktora Giordano!
Służąca wyszła a w pokoju zapanowało ciężkie milczenie. Dreszcz trwogi wzrastał z każdą chwilą. Benedetta stała przy łóżku; pochyliła się nad nieprzytomnym narzeczonym swoim a kardynał trzymał go w swoich ramionach, wpatrując się w bladą twarz siostrzeńca. W umyśle kardynała zaczynało się rodzić niejasne jeszcze, niesformułowane, straszne podejrzenie: znajdował, że cera Daria robiła się szarą a twarz przybierała wyraz osłupiałego przerażenia, były to te same symptomy, jakie zauważył na twarzy najbliższego swego przyjaciela, monsignora Gallo, który w przeciągu paru godzin skonał na jego ręku. Wszak tamten wpadł w takie samo omdlenie i ciało jego zimne było i martwe jak teraz ciało Daria. Coraz silniej wzrastało przekonanie w u-