Zapewne była to aluzya do pchnięcia nożem, z którego dopiero co wyleczył młodego księcia Boccanera. Któż zawziął się na tego młodzieńca?... Wszak on nikomu nie wchodził w drogę, nikomu nie umiałby się narazić! Lecz wyrzeczone przez doktora słowa mogła zrozumieć tylko Benedetta, ale była ona zbyt przejęta niemocą Daria, by módz cokolwiek słyszeć. Pragnęła być uspokojoną, więc rzekła błagalnie:
— Doktorze... zobacz, zbadaj co mu jest... i powiedz nam, że to nic ważnego, że to nic... Ach, bo on nie może być chory... on dopiero co był zdrów zupełnie... Wszak to nie?... To nic?...
Zapewne nic... Zaraz zobaczymy...
Doktór się odwrócił i złożył głęboki ukłon przed kardynałem, powracającym ze stołowego pokoju, by stanąć nieruchomie przy łóżku Daria. Zapewne odczytał w oczach kardynała śmiertelną trwogę szarpiącą mu serce, bo natychmiast przystąpił do zbadania stanu chorego. W miarę jak postępowało badanie, zwykły uprzejmy i optymistyczny wyraz twarzy doktora zanikał i usta lekko mu drgały wewnętrznem przerażeniem. Doktór Giordano był obecny przy śmierci monsignora Gallo i w sprawozdaniu o chorobie, nazwał ją zgniłą, zaraźliwą gorączką. Zapewne musiał dostrzedz teraz te same symptomaty i, jako przywykły do nagłych i niczem niewytłomaczonych śmierci, tak częstych w Rzymie, myślał,
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/925
Ta strona została uwierzytelniona.