go oni nas tam nie wpuszczają, dla czego Wiktorya nie przychodzi, by nam cośkolwiek powiedzieć!
Znów zapadło uciążliwe, bolesne i straszne milczenie. Kardynał wziął ze stołu koszyk z figami i wstawił go do szafy, którą zamknął na dwa spusty i klucz schował do kieszeni. Zapewne miał zamiar sam wyrzucić owoce podczas nocy, wynieść je nad rzekę i wysypać do Tybru. Odwróciwszy się od szafy, spostrzegł spojrzenia tych dwóch młodych księży będących świadkami całego zajścia. Rzekł do nich z prostotą, z której jaśniała niezrównana godność:
— Sądzę, że nie potrzebuję zalecać wam milczenia... Są skandale, które powinny być ukryte przez wzgląd na dobro Kościoła niebędącego i niemogącego być w czemkolwiekbądź winnym. Oskarżać którego z nas — jestto szkodzić Kościołowi! Gdy znajdzie się pomiędzy nami zbrodniarz, należy go pozostawić sprawiedliwości Boga, który spuści nań zasłużoną karę... Co do mnie, gdybym był zagrożony we własnej mej osobie, lub w osobie którego z członków mego rodu, oświadczam w imię Chrystusa Pana, który zmarł za nas na krzyżu, że nie zachowam gniewu, ani nienawiści, ani chęci pomsty względem winowajcy i zatrę jego imię w mej pamięci, ukrywając czyn jego haniebny aż do grobu, gdzie wraz zemną będzie złożony.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/932
Ta strona została uwierzytelniona.