cierpieć temże samem cierpieniem a rozpacz bezsilności wobec ogromu nieszczęścia zmieniła ją do niepoznania. Śmiertelnie blada, zdawała się tracić życie, uciekające z niej równocześnie z życiem narzeczonego.
Kardynał Boccanera, skinąwszy na doktora, oddalił się z nim ku oknu, pytając:
— Już nie ma nadziei?... On umrze?...
Doktór uczynił giest rozpaczliwy, wyrażający grozę położenia:
— Niestety, tak! Jestem obowiązany uprzedzić Waszą Eminencyę, że za godzinę wszystko będzie skończone.
Nastąpiła chwila milczenia.
— On umiera z tej samej choroby co Gallo?...
Doktór, nieodpowiadając, odwrócił twarz, drżąc ze wzruszenia, a kardynał znów spytał:
— Wszak to ta sama zgniła gorączka?...
Giordano zrozumiał, że w tem pytaniu mieści się rozkaz. Kardynał żądał, by zbrodnia pozostała ukrytą, by o niej nikt nie wiedział, bo tego wymaga dobro Kościoła. Tak, ten dumny siedemdziesięcioletni książę żądał bezwarunkowego milczenia, niechciał, by paść miało oskarżenie, poniżające godność jego rodziny, oraz niechciał, by rodowe jego imię włóczono po sądach, bo wszelki proces uważał za ohydę, czerniącą nawet pozywającą stronę. W wyniosłości swej gardził ludzkiemi sądami i sprawy jego
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/939
Ta strona została uwierzytelniona.