Strona:PL Zola - Rzym.djvu/941

Ta strona została uwierzytelniona.

syna tego domu, Boże, okaż miłosierdzie swoje! Boże okaż nieograniczoność swej potęgi! Boże spuść cud na to chore dziecko mojego serca! Cudu, ach cudu, wyczekuję od ciebie, Boże! Kardynał modlił się z całą siłą przekonania duszy wierzącej, modlił się jak książe tej ziemi, który, poświęciwszy swe życie służbie Kościoła, czuł się w prawie żądać w zamian łaski szczególniejszej nieba. Modlił się, prosząc o życie tego ostatniego syna swego rodu, wypowiadając gorące pragnienie ujrzenia go mężem tej kuzynki, którą ukochał a teraz płaczącej i od zmysłów odchodzącej z rozpaczy. Cudu, ach, cudu miłosierdzia dla tych dwojga kochających się, cudu, by ród mógł się odrodzić! Cudu, by nie wygasło nazwisko Boccanera, by mogło zakwitnąć w potomności tych dwojga młodych małżonków, nadziei rodu świetnie zapisanego w księdze historyi Kościoła i Rzymu!
Gdy odszedłszy od okna, kardynał stanął w pośrodku pokoju, twarz miał przemienioną. Oczy łzami zaszłe osuszyła mu wiara, duszę swą umocnił modlitwą, powierzył się w ręce Boga, poddając się Jego wyrokom. Postanowił więc opatrzyć Daria ostatnim sakramentem. Skinął na don Vigilia i skierował się z nim ku prywatnej swej kaplicy, od której klucz zawsze nosił przy sobie. Nigdy tam nikt nie bywał dopuszczony i kaplica uważaną była za święty, tajemniczy przybytek, gdzie, jak mówiono, kardynał spędzał długie no-