Suchy margrabia przypominał mu zieloną szarańczę, z głową wązką, słupkowatą; Vuillet — bladą, klejowatą ropuchę; Roudier — tłustego barana; komendant — bezzębnego buldoga. Granoux był dla niego przedmiotem nieustannego podziwienia. Cały jeden wieczór poświęcił na rozmierzanie w myśli kąta, jaki tworzyła jego twarz w profilu. Kiedy Granoux niezrozumiale bełkotał obelgi na krwiożerczych republikanów, zdawało mu się, że powinien zaryczeć jak cielę, kiedy zaś wstawał z krzesła i żegnał się, był pewny, że na czterech nogach wyjdzie z salonu...
— Mówże z tymi panami cośkolwiek — zachęcała matka — staraj się o ich klientelę.
— Nie jestem weterynarzem — odpowiadał zniecierpliwiony.
Felicya, nie domyślając się jakiemi porównaniami zabawiał się syn jej, ciągle go upominała o zachowanie stosunków z ludźmi bogatymi. Chciała nadewszystko oswoić go z widokami rodziny i pozyskać dla rządu, który miał nastąpić po Rzeczypospolitej.
— Mój kochany — mówiła — ponieważ przychodzisz do rozumu, potrzeba żebyś pomyślał o przyszłości... Nazywają cię republikaninem, bo wszystkich hołyszów leczysz. Bądź otwarty, jakie masz przekonania?
Paskal spojrzał dobrodusznie na matkę i rzekł z uśmiechem:
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.