im szczególniej na rękę, gdyż zostawiał wolniejsze pole do działania. W owym dniu pamiętnym, zgromadzenie salonu żółtego postanowiło, że przyjmuje zamach stanu, jako fakt spełniony. Polecono Vuilletowi napisać tej treści artykuł i ogłosić go zaraz nazajutrz w „Gazecie“. On, jako i margrabia, nie zrobili żadnego zarzutu; musieli otrzymać instrukcye od osób nieznanych, o których pobożnie wspominali. Szlachta i duchowieństwo już postanowili pomagać zwycięzcom, aby zwalczyć wspólnego nieprzyjaciela, to jest Rzeczpospolitą.
Kiedy tak żółty salon naradzał się, Arystydes był pastwą najwyższej niespokojności. Nigdy gracz, stawiający ostatniego luidora na kartę, nie doznał podobnego udręczenia. Dymisya naczelnika dała mu przez cały dzień do myślenia. Słyszał nieraz, jak on mówił, że zamach stanu się nie powiedzie. Urzędnik ten wierzył w ostateczne zwycięztwo demokracyi, ale nie miał odwagi pracować nad tegoż sprowadzeniem. Arystydes podsłuchiwał nowin w administracyi, chciałby pozyskać jakie wskazówki, czując że stąpa po omacku. Słowa podprefekta wywarły na nim pewne wrażenie, ale wkrótce zapytał siebie: „Dlaczegóż się oddala, jeśli jest pewnym upadku księcia prezydenta?“ Że musiał wszakże cośkolwiek przedsięwziąść, postanowił wytrwać w opozycyi; napisawszy artykuł nieprzychylny zamachowi stanu, zaniósł go do redakcyi, poprawił korektę i wieczór powracał do domu. Idąc ulicą Banne, podniósł głowę i machinalnie
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.