Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę pierwej pójść do domu — rzekł do redaktora. — Nadeślę to panu niedługo. Chociaż dziennik wyjdzie trochę później, nic to nie zaszkodzi.
Powracając do siebie, szedł wolno, zamyślony. Po cóż przyłączać się tak szybko? — rozważał. Eugeniusz wprawdzie jest chłopcem rozumnym, ale może matka oddała w jaskrawych kolorach, jaki mało znaczący ustęp jego listu. W każdym razie, lepiej troszkę jeszcze poczekać i cicho siedzieć.
W godzinę później, przyszła do redakcyi Aniela, niby mocno strwożona.
— Mój mąż — rzecze — okropnie się skaleczył, przyciął sobie cztery palce we drzwiach. Pomimo bólu, podyktował mi te słów kilka, prosząc, żebyś pan je umieścił jutro na czele pierwszej szpalty.
Nazajutrz dziennik wyszedł zapełniony faktami rozmaitej treści, z następującem doniesieniem na samym początku:
„Przypadek, jakiemu uległ znakomity nasz współpracownik, p. Arystydes Rougon, pozbawi nas jego pomocy do pewnego czasu. Przymusowe milczenie w okolicznościach tak ważnych będzie tem przykrzejsze dla niego; lecz pochlebia sobie, że żaden z czytelników naszych, nie zwątpi o jego uczuciach patryotycznych i życzeniach, jakie żywi dla szczęścia Francyi“.
Autor musiał się głęboko namyślać nad tym napuszonym ustępem; ostatnie zdanie mogło się tłomaczyć na korzyść wszystkich stronnictw; po zwycięztwie będzie mógł rozpocząć na nowo swoje