Już wziął za klamkę, kiedy Rougon zatrzymał go, mówiąc:
— Słuchaj, Sicardot...
I odprowadził go na stronę, uważając, że Vuillet uszy nadstawia. Tam mu wytłomaczył, że właśnie dobrze byłoby zostawić z tyłu za powstańcami kilku ludzi energicznych, dla przywrócenia porządku w mieście. Kiedy zaś komendant upierał się, że swego stanowiska nie opuści, Piotr zaproponował, że stanie na czele rezerwy.
— Daj mi klucz od szopy, gdzie jest broń i amunicya, wyznacz mi oddział z piędziesięciu ludzi złożony i powiedz im, żeby się nie ruszyli aż dopiero kiedy ich wezwę.
Sicardot przystał w końcu na projekt tak przezorny i klucz mu powierzył. Był wewnętrznie przekonany o bezużyteczności teraźniejszego oporu, ale chciał bądź co bądź nadstawić swoją osobę.
Kiedy tak rozmawiali, margrabia powiedział słów kilka do ucha Felicyi. Musiał jej powinszować trafnego wystąpienia. Stara uśmiechnęła się przyjemnie, gdy Sicardot na pożegnanie podał rękę Rougonowi.
— Więc pan idziesz naprawdę? — zapytała niby bardzo zmieszana.
— Żołnierz napoleoński nie cofnie się przed motłochem... — odpowiedział.
Już był na schodach, kiedy Granoux poszedł za nim i wołał:
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.