Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bądź spokojna. Pozwól, żebym sam poprowadził nasze interesy, zobaczysz, że tem lepiej pójdą.
W kilka minut później przechodził szybko przez ulicę Banne. Doszedłszy do Sauvaire, widział wychodzącą ze Starego-miasta bandę uzbrojonych robotników, którzy śpiewali marsyliankę.
— Do licha! — mówił sobie — już był czas... Otóż miasto powstaje.
Przyśpieszył kroku, zmierzając do bramy Rzymskiej, tam dreszcze go brały, nim stróż otworzył. Wyszedłszy na gościniec, natychmiast spostrzegł zbliżającą się kolumnę powstańców, których strzelby połyskiwały przy świetle księżyca. Biegnąc prawie, wpadł na uliczkę św. Mittra i przybył do matki, u której nie był od lat wielu.