Próżna kobieta cierpiała niesłychanie z powodu takiego zgorszenia. Czasami nawet żałowała, że poszła za Rougona, skoro miał tak okropną rodzinę. Byłaby wiele poświęciła, byle tylko Antoni przestał trząść łachmanami przed ich domem, ale Rougon, oburzony postępowaniem brata, nie chciał o tem słyszeć. Kiedy żona przekładała, że lepiej się go pozbyć, dając trochę pieniędzy, odpowiadał z gniewem:
— Nie, nie dam złamanego szeląga, niech zginie!...
Jednakże przyznał w końcu, że zachowanie się Antoniego było nie do wytrzymania. Pewnego dnia Felicya, chcąc sprawę załagodzić, kazała „tego człowieka“, jak się o nim wyrażała pogardliwie, przywołać. Rozmawiał właśnie z towarzyszem, jeszcze większym niż on obdartusem; obadwa byli pijani.
— Chodź, wołają nas tam — rzecze Antoni do swego kolegi, głosem przedrwiwającym.
Felicya cofnęła się, mówiąc:
— Z panem tylko chcę się rozmówić.
— Bah! — odpowiedział — mój przyjaciel jest dobry chłopiec — może wszystko słyszeć. To mój świadek.
Świadek usiadł ciężko na krześle, nie zdejmując czapki i uśmiechem głupowatym rozglądał się do koła. Zawstydzona Felicya zamknęła drzwi od sklepu, żeby nie widziano jakie towarzystwo przyjmuje u siebie. Szczęściem mąż przyszedł jej w po-
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.