moc. Gwałtowna kłótnia wszczęła się między braćmi. Antoniemu plątał się język, po dwadzieścia razy powtarzał te same obelgi i oskarżenia; zakończył płaczem, które to rozczulenie o mało że się nie udzieliło i jego towarzyszowi. Piotr bronił się z całą godnością.
— Jesteś nieszczęśliwy i lituję się nad tobą — powiedział nakoniec — pomimo, iż mnie okrutnie obrażasz, ale chcę pamiętać, że jesteśmy synami jednej matki. Jeżeli ci daję cośkolwiek, wiedz o tem, że robię to przez dobroć, nie zaś z obawy. Chcesz sto franków, to je dostaniesz?
Ta nagła ofiara olśniła towarzysza Antoniego, spojrzał zachwycony, jakby mówił: „Skoro obywatel daje sto franków, cóż można przeciwko niemu powiedzieć? Ale Antoni chciał więcej wytargować Zapytał więc brata, czy to są żarty? On żąda całej należnej mu części, to jest dziesięć tysięcy franków, „Źle robisz, źle!“ — wołał przyjaciel.
Piotr, zniecierpliwiony, chciał obydwóch za drzwi wypchnąć. Natenczas Antoni zredukował swoje żądania od razu do tysiąca franków. Sprzeczali się jeszcze z kwadrans, aż Felicya wmieszała się do nich, gdyż ludzie zaczęli się zbierać przed domem.
— Posłuchaj pan — powiedziała — mąż mój daje dwieście franków, ja zaś obowiązuję się kupić panu całkowite ubranie i zapłacić komorne za cały rok.
Rougon się gniewał. Lecz towarzysz Antoniego, zachwycony, zawołał:
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.