Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój przyjaciel przyjmuje!
Antoni z kwaśną miną oznajmił, że się zgadza, bo przeczuwał że nie otrzyma nic więcej. Ułożono się, że nazajutrz przyślą mu pieniądze i ubranie a jak tylko Felicya wynajdzie jaką stancyjkę, zaraz się do niej wprowadzi. Kiedy odchodzili, kolega Antoniego o tyle okazał się uniżonym, o ile pierwej był zuchwałym; po dziesięć razy kłaniał się pokornie, niezgrabne, bełkocząc podziękowania, jak gdyby dar Rougonów jego się dotyczył.
W tydzień potem, Antoni zajął duży pokój na Starem-mieście, do którego Felicya, na uroczyste zaręczenie, że ich na przyszłość niepokoić nie będzie, kazała wnieść łóżko, stół i krzesła, co przechodziło daną obietnicę. Adelajda żegnała bez żalu syna, którego krótki pobyt skazał ją na trzy miesiące postu o chlebie i wodzie. Antoni prędko przepił i przejadł swoje dwieście franków, nie pomyślawszy nawet, żeby je włożyć w jaki preceder, mogący przynieść mu dochód. Gdy został bez grosza, nie znając żadnego rzemiosła, przy wstręcie do pracy, chciał znowu zaczerpnąć w kasie Rougonów. Ale okoliczności się zmieniły. Już mu się nie udało nastraszyć brata.
Piotr wyrzucił go ze sklepu, zabraniając raz na zawsze wstępu do swojego domu. Napróżno Antoni wygadywał na niego publicznie, opinia była już za nim; wiedziano w mieście o jego hojności dla brata, gdyż Felicya nie zaniedbała o niej rozgłaszać, Antoniego uważano powszechnie za próżniaka